MIĘDZY GALERIĄ A ANTYKWARIATEM
Cyceron - polityk i orator starożytnego Rzymu, jest autorem słynnego okrzyku „O tempora, o mores!” (Co za czasy! Co za obyczaje!), a okrzyk ten nic nie stracił na aktualności, bo można go chyba w naszym Sejmie wznosić każdego dnia. Mnie wszakże interesuje w tej chwili inna jego myśl, ta, która w polskim języku stała się przysłowiem: „Przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka”. Chcę się bowiem odnieść do pewnych przyzwyczajeń werbalnych funkcjonujących w naszym języku.
Znam gościa, (a znam go bardzo dobrze, bo to mój syn), który pytany o coś, odpowiedź zaczyna od figury retorycznej „Powiem tak:”. Strofowałem go wielokrotnie: Ty nie mów, że powiesz, ty mów! Ale nic nie działa, przyzwyczaił się i nie umie inaczej zacząć. A spróbują Państwo wyplenić akcent poznańskiej pyry, albo ślunskiego pierona, gdy wychowali się na lokalnej gwarze. Nie da się tego zrobić. To zresztą mały pikuś. Tragedia fonetyczno-werbalna zaczyna się wtedy, gdy reporter z telewizji lub radia przepytuje jakiegoś fachowca, a ten stęka: „eee... znaczy się....eee... problem jest ważny i my go eee... dostrzegamy eee...”
Co jest - myślę sobie? Facet siedzi na klozecie i stęka? Jegomość z wyższym wykształceniem nie umie sklecić zdania bez jęku „eee...”? On oczywiście umie nie stękać, wiedzę ma, temat mógłby interesująco pociągnąć, ale on się niestety p r z y z w y c z a i ł do stękania i bez niego nie da rady sklecić zdania.
A policjanci i „rzecznicy” Urzędów Ważnych i Najważniejszych? Czy któryś z nich chociaż raz powiedział: „W tej chwili...”? NIGDY, PRZENIGDY! Nawet przez pomyłkę tak nie powiedzą, bo musi być „Na chwilę obecną...” Tak się już przyzwyczaili...
No cóż, ja też nie jestem bez winy. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek powiedział: „odkurzacz”. Zawsze mówię „elektroluks”. Przyzwyczaiłem się w dzieciństwie i tak mi zostało. Szwedzka firma ELEKTROLUX to potentat przemysłowy, który robił maszyny do czyszczenia dywanów i podłóg wtedy, gdy inni ich jeszcze nie robili (niedawno stuknęło jej 100 lat), więc do mnie w domu pokrzykiwano: „Weź elektroluks i posprzątaj!!”, wyrażenia „odkurzacz” nie używano wtedy w ogóle, a zatem dzisiaj, chociaż w sklepach są tych maszyn dziesiątki, każda z nich inna i każda innej firmy, ja wciąż - z przyzwyczajenia - mówię do żony: „Ten elektroluks mi się podoba” i wskazuję np. na urządzenie Siemensa. Jedyne, co mnie tłumaczy, to zdanie, którym w Wikipedii kończy się artykuł na temat firmy Elektrolux. Brzmi to zdanie tak:
„Nazwa Electrolux stała się synonimem odkurzacza w mowie potocznej” (piszemy wtedy po polsku „elektroluks”, sprawdziłem w kilku słownikach).
I właśnie o trzech synonimach będzie właściwa część tego felietonu.
Desa, Becker, Picasso i elektroluksy
DESA. Synonim antykwariatu.
Kiedy ktoś pyta mnie : „Pan ma Desę na Placu Grunwaldzkim?”, odpowiadam: „Nie, ja mam antykwariat na Placu Grunwaldzkim”. Wtedy rozmówca najczęściej jest kompletnie zdezorientowany: przecież użył właściwego słowa, a ja coś kręcę...
Desa, to było państwowe przedsiębiorstwo powołane do życia w 1950 roku po to, by handlować sztuką i antykami. Jednocześnie odpowiednimi ustawami i śrubą fiskusa wykończono antykwariaty prywatne i Desa stała się monopolistą na 40 lat! Dopiero w 1991 roku podzielono ją na dwie części : Desę warszawską – (obecnie to Desa Unicum Sp. z o.o.) i krakowską – (obecnie DESA Dzieła Sztuki i Antyki Sp. z o.o.)
Obie dzisiejsze Desy, prywatne przedsiębiorstwa, są potentatami i mają liczne salony, a także – co oczywiste – zastrzeżoną nazwę. Czterdzieści lat używania tej nazwy zrobiło swoje. Jest bardzo dużo ludzi, którzy zamiast „antykwariat”, mówią „Desa”, używając nieprawidłowego synonimu z prostego przyzwyczajenia.
A ten synonim zakorzenił się w języku przez - jak mówią prawnicy - zasiedzenie...
BECKER – synonim dobrego zegara.
Gustaw Eduard Becker (1819 - 1885 r) był niemieckim zegarmistrzem i założycielem (w 1847 r.) najpierw sklepu z zegarami, a później fabryki zegarów. W świadomości Polaków jest bardzo mocno osadzony: urodził się w Oleśnicy, fabrykę zegarów marki „Gustaw Becker” założył w dzisiejszych Świebodzicach, gdzie sam został pochowany na miejscowym cmentarzu i gdzie w zbiorach firmy Termet S.A. znajduje się historyczny zegar z monogramem firmowym „GB” i z numerem fabrycznym - uwaga - 1 000 000 ! Milion zegarów (a później dalsze) tak przykryło rynek, że chociaż firma nie istnieje od 1945 roku, do dzisiaj klienci antykwariatów (po tylu latach od przerwania produkcji!) przynoszą do sprzedaży zegary z monogramem „GB”, a widząc w antykwariacie zegar ścienny lub podłogowy pytają od razu: „Becker?”. 
Tak mówią, bo wychodzą z założenia, że każdy stary zegar musiał być Beckerem! I nie chcą klienci innych zegarów, nie interesują ich żadne Junghansy, żadne Kienzle, żadne Glashütte, bo wiedzą, że „Becker był najlepszy!”.
I chyba się nie mylą - był i nadal Becker jest najlepszy!
Co tu dużo gadać, pan Becker zasłużył sobie na swą popularność, ale zasłużył też na to, by jego imieniem nie nazywać innych, często kiepskich zegarów, by jego nazwisko nie było synonimem zegara w ogóle.
PICASSO – synonim źle pojętej nowoczesności.

Parę dni temu szukałem czegoś na Allegro, gdzie wchodzę nadzwyczaj rzadko, bo do szału doprowadzają mnie głupie oferty, głupio opisane. No i masz babo placek! Przypadkiem odkryłem kilka ogłoszeń sprzedaży porcelany z „dekoracją picassowską”. Ki diabeł? - pomyślałem - sprawdzę. Tak określono filiżankę, którą pokazuję na zdjęciu obok. Tak też nazwano obiekt: „Chodzież - Kobaltowy wazon - picassowska dekoracja” (zdjęcie obok), a to już jest granda, bo tego nie wystawił domorosły laik, jakich na Allegro są tysiące, ale firma handlująca rzemiosłem artystycznym.
Dekoracje tych obiektów tak się mają do Picassa, jak ja do opata zakonu karmelitów bosych. Można bezkarnie szastać nazwiskiem jednego z największych geniuszy światowego malarstwa nic o nim nie wiedząc, nie znając jego sztuki, dzieł, nie mając pojęcia o kubiźmie, można mu przypisywać stylistykę dekoracji jarmarcznych wyrobów? Okazuje się, że na Allegro można, jeśli nazwisko Picassa traktuje się jako synonim każdego bezstylowego napaćkania amatorskiego wzorka.

Tu przypomina się znana anegdotka:
Pabla Picassa (pełne nazwisko: Pablo Diego José Francisco de Paula Juan
Nepomuceno María de los Remedios Cipriano de la Santísima Trinidad Ruiz y Picasso) jakiś człowiek kiedyś poinformował:
- Nie rozumiem zupełnie pańskiego malarstwa!
- A po chińsku Pan rozumie? – spytał malarz.
- Oczywiście, że nie rozumiem, bo nie znam chińskiego – odrzekł rozmówca.
- No widzi Pan! – ucieszył się artysta – Z malarstwem jest tak samo jak z
chińskim: żeby rozumieć – trzeba najpierw poznać, nauczyć się...
Co dedykuję autorom bzdur o „picassowskiej dekoracji”.
zdjęcie dzbanka pochodzi ze strony:
www.retro-bibelot.pl ↑↑↑
Jacek Bukowski
