Gości online: 3 ![]() ![]() ![]() ![]() |
MIĘDZY GALERIĄ A ANTYKWARIATEM W pozostawionych zbiorach miał cymes nad cymesami: prawie wszystkie próby znaczków polskich, cięte, czyli nieząbkowane i w dodatku... w czwórkach, czyli nie rozerwane fragmenty arkuszy! Przeciętny filatelista próby znaczków widzi tylko w katalogach, niektórzy mają pojedyncze egzemplarze, nieliczni mają cięte - ale prawie komplet wszystkich prób w czwórkach? Mnie się to mogło tylko przyśnić, albowiem od lat tworzyłem zbiór znaczków Polski właśnie „w czwórkach”, mimo, iż było to zadanie bardzo trudne (szczególnie, że chciałem mieć jeszcze znaczki z marginesami arkuszy, numerami, próbami kolorów na marginesach i wszystkimi możliwymi utrudnieniami.) Wiadomość o znaczkowych próbach zmarłego biskupa dotarła do mnie poprzez nieżyjącego już dzisiaj księdza infułata z Kamienia Pomorskiego, Olgierda Ostrokołowicza, też filatelistę. Ksiądz infułat zbiór prób sprowadził do Szczecina, a ja go kupiłem. Po połączeniu z moim zbiorem powstało coś dla filatelisty fantastycznego! Kiedy później w roku 1990 wystawiłem całość w gablotach mojego „Salonu Hobby” - nie kończyły się wycieczki szczecińskich filatelistów, a ja rosłem z dumy. Los pozwolił mi właściwie wykorzystać niepowtarzalną okazję nabycia ciętych rarytasów. To był bowiem jedyny w moim życiu moment, gdy miałem możliwości finansowe by tak drogi zbiór kupić. I właśnie w takim momencie umiera właściciel zbioru prób i istnieje jedyny na świecie człowiek, który zna nas obu i może pośredniczyć... Nigdy wcześniej i nigdy później nie spotkałem nawet przybliżonej oferty. * * *
Wczesne lata 90-te. Dzwoni telefon. Nieznana pani prosi, by odwiedzić ją w Policach i ewentualnie kupić meble, które pozostały po zmarłych rodzicach. Wraz z mężem zamierza mieszkanie wyremontować i kupić nowe wyposażenie. Jadę. Wchodzę do mieszkania i widzę taki widok (do dziś mam go w oczach): po lewej stronie pokoju stoi wielki bufet upstrzony niemodnymi kryształami, po prawej biedny stolik z telewizorem a na nim wazon z kwiatami, na środku zdezelowany stół bez stylu i to wszystko. Już wiem, że nie kupię żadnego mebla, ale gospodarze mają taką nadzieję w oczach, że coś trzeba od nich wziąć. Proponuję przejrzeć bufet. Po gruntownej kontroli jego zawartości na stole znalazła się niezła górka porcelany, za którą zaoferowałem właścicielom 4,5 miliona (to był jeszcze czas starej waluty). Byli zachwyceni! Tyle spodziewali się właściwie za meble, nie za te skorupy. Ochoczo przystąpili do pakowania. Miałem chwilę czasu, z nudów podszedłem do telewizora, spojrzałem na wazon, natychmiast wyrzuciłem z niego sztuczne kwiaty i powiedziałem do gospodarzy: Tu muszę zdradzić, że na telewizorze stał szklany wazon najsłynniejszego na świecie projektanta szkła Emila Galle! Fragment tego wazonu stanowi ilustrację poprzedającą tytuł tego felietonu. Szkło warstwowe, trawione, sygnowane. Duże, wspaniałe, tylko... pęknięte. Gdyby było całe, musiałbym zapłacić wielokrotnie więcej.
* * *
Ach, jeszcze zakup po cenie okazyjnej.... Ten zdarzył mi się niedawno. Pewnego dnia odwiedził mnie w domu warszawski zbieracz fajansów i tak długo marudził, aż uległem i sprzedałem mu hurtem wszystkie posiadane i zbierane od lat fajanse secesyjne. Wymogłem na nim, że jeśli już chce mnie ich pozbawić, to musi wziąć wszystkie, żebym nie przeżywał braków w zbiorze. Było, poszło, może zapomnę. Dobiliśmy targu. Następnego dnia - jak każdy chyba kolekcjoner - byłem w żałobie. I właśnie tego następnego dnia wszedł do mojego antykwariatu śmieszny, mały człowieczek, nonszalanckim gestem postawił na ladzie fantastyczne dwa... secesyjne fajansowe dzbanuszki i twardym głosem zażądał: Cóż było robić? Wykazałem się niezwykłą rozrzutnością i dałem całą dychę. Niech ma! Dziś nie oddam ich i po 150 zł, więc łatwo obliczyć, że był to zakup po cenie bardzo okazyjnej. Wielka okazja... przy okazji... okazyjna cena... Przyznają Państwo, że to słowa, które można polubić.
![]() Odwiedziny: 6311 Copyright by SMARTNET |