Gości online:   7

       

 

 

                                    MIĘDZY GALERIĄ A ANTYKWARIATEM

 

                    Gdzieś w latach 30-ych zeszłego stulecie świetny satyryczny poeta Jerzy Jurandot napisał "Balladę o jednej Wiśniewskiej". Opracowana muzycznie na nutę tzw. ballady podwórkowej - robiła wspaniałą karierę. Zwrotek ma 10, treść frywolną, opowiada o tym, że pewien hrabia zdradzał hrabinę z "niejaką Wiśniewską" a skończyło się to oczywiście krwawymi porachunkami i teraz wszyscy troje leżą w jednej mogile.
Pierwsze dwie zwrotki szły tak:                                                                                    

Żyli w pałacu hrabia z hrabiną
on zwał się Rodryg, ona Franceska,
a w drugim domku, za ich meliną
mieszkała sobie jedna Wiśniewska. 

Niewinne serce miała hrabina
i takąż duszę pieską, niebieską,
a on był gałgan i straszna świnia
i pitigrilił się z tą Wiśniewską...

  W końcówce lat 1970-ych prowadziłem jako konferansjer dużą imprezę estradową dla polskich robotników pracujących w ówczesnej Czechosłowacji i tą wlaśnie fantastyczną balladą wybitny nasz estradowy aktor Jarema Stępowski (którego specjalnością były knajackie, szemrane teksty) rozbawił mnie i słuchaczy do łez. Tekst znałem na pamięć, ale wykonanie było boskie!
   Jednak dziesięć lat później, w 1990 r. coś mi się nie zgadzało: nieznana klientka  zaprosiła mnie do swego domu w Szczecinie przy ul. Mickiewicza, przedstawiła duży portret i powiedziała: "To ja. Malował mnie Eugeniusz Geppert." Natychmiast sprawdziłem podpis: zgadzało się. Pani dodała: "To nie był tani artysta, ale mnie było stać. Pozwoli pan, że się przedstawię: hrabina Wiśniewska!". No i tu mi się właśnie nie zgadzało: przecież to "niejaka Wiśniewska" pitigriliła się z mężem hrabiny... Musiało minąć trochę czasu, zanim sobie poukładałem wszystko w głowie: przecież ja nie znam wszystkich polskich hrabiów, ba, znam ich w ogóle tylko dwóch, więc może oczywiście funkcjonować hrabina o tak (przepraszam!) pospolitym nazwisku! Poza tym "zwykłe" Wiśniewskie nie zamawiają portretów u tak znakomitych malarzy, jakim był Eugeniusz Geppert (zmarły w 1979 r. - 11 lat przed momentem, który opisuję.) Więc uznałem prawdomówność damy, ustaliłem cenę obrazu, pani się zgodziła, ale... przed dokonaniem transakcji zachowałem się tak, jak powinien OCZYWIŚCIE zachować się każdy antykwariusz: zajrzałem na tył, żeby zobaczyć, jak wygląda

                                           Druga strona hrabiny Wiśniewskiej

 A z drugiej strony, czyli "a tergo" był... drugi obraz. Właściwie fragment innego - z całą pewnością niemieckiego - obrazu batalistycznego. Dwóch jeźdźców w pruskich mundurach i typowych germańskich pikielhaubach, na koniach z ciężkimi zadami. Zady były całe, ale nogi koni ucięte, wyraźnie było widać, że malarz wyciął fragment jakiegoś, być może uszkodzonego, niemieckiego obrazu i na odwrociu malował hrabinę, która pospieszyła z wyjaśnieniami:
 " Wie pan, pozowałam tuż po wojnie, pan Geppert miał w tych ciężkich czasach tylko takie płótno".
 Kupiłem, zapłaciłem, zawiozłem do mojego pierwszego antykwariatu "Salonu Hobby", dałem porządną cenę i czekałem na kupca.
 Po jakimś miesiącu weszło do sklepu trzech Niemców, obejrzeli wszystko i już mieli wychodzić bez zakupów, gdy mnie coś tknęło i odwróciłem hrabinę nosem do ściany. Panowie zawrócili, obejrzeli wycinek niemieckiej batalistyki, bez dyskusji zapłacili odpowiednią ilość marek i wyszli niczego nie wyjaśniając i w ogóle nie zawracając sobie głowy jakimś Geppertem i hrabiną...
Od tego czasu:
a) takie zdarzenia z "odwrotną stroną medalu" nazywam syndromem hrabiny Wiśniewskiej;
b) staram się archiwizować wszystkie obiekty, bo wtedy nie zrobiłem zdjęć i dziś nie mogę moim Czytelnikom pokazać jak wyglądała hrabina Wisniewska malowana przez Eugeniusza Gepperta na odwrotnej stronie końskich zadów...

                                                                                             * * *       

 Syndrom hrabiny Wiśniewskiej występuje często w akwarelkach naszego wybitnego prymitywisty  Nikifora Krynickiego. Ten świetny artysta ale biedny człowiek, malował codziennie na promenadzie w Krynicy. Malował na czym się dało: a to na odwrociu opakowań większych paczek papierosów, a to na odwrociu okładek ówczesnych książek i kalendarzy, a to na różnych znalezionych dokumentach, np. świadectwach komunijnych.
Mając więc do czynienia z  akwarelkami Nikifora - warto zawsze obejrzeć je również od tyłu.
To, co tam znajdziemy, jest w czystej postaci "znakiem czasu", w którym tworzył.

 

 

          To awers i rewers jednej z wielu akwarelek Nikifora, które                                          sprzedałem w moim antykwariacie w r. 2017.                                

 

 

                                                                                         * * *          

 

 W roku 2018 był w moim antykwariacie (i szybko się sprzedał) olej na  płótnie malarza francuskiego o nazwisku Maurice Barle, który żył w latach 1903 - 1961. Malował on przede wszystkim francuskie pejzaże, szczególnie widoki z basenu Morza Śródziemnego. Ten obiekt mieścił się więc w głównym nurcie jego twórczości.
Wszystko fajnie, ale na podobraziu znalazłem wklejkę z dedykacją w języku niemieckim  dla niejakiego Oberst`a Grafa von Baudissin od niemieckich "towarzyszy broni", z ich podpisami i wiele mówiącą datą: "Marseille, 31. 3. 43"...
Przykre myśli przychodzą do głowy: wiadomo, co niemieccy żołnierze robili w Marsylii w 1943 r.! To samo, co w Polsce w tym czasie... 
Autor obrazu wówczas żył, miał 40 lat, był w pełni sił twórczych i trudno sobie wyobrazić, że Niemcy obraz u niego kupili.

 

 

 

                                                                                        

 

 

 

 

 

Moi klienci często pytają o "historię obiektu". Ta niemiecka wklejka na podobraziu francuskiego pejzażu z wojenną datą - mówi o historii obiektu wiele.

 

                                                                                                       * * *   

  W r. 2018 wystawiłem na sprzedaż duży (100 x 90 cm), nieco dziwny obraz. Dziwny, bo autor świetny, a na awersie obrazu knot, natomiast na rewersie szkic drugiego obrazu z już wykończonym fragmentem (portretem dostojnika kościelnego). Autorem był Aleksander Antonowicz Rizzoni (1836 - 1902), malarz rosyjski pochodzenia włoskiego. Wywodził się z rodziny osiadłego w Rydze żołnierza napoleońskiego. Studiował w Petersburgu, Paryżu i Rzymie, zdobył tytuł akademika. Specjalizował sie w malowaniu scen kościelnych i w portretach. Jego prace są w licznych muzeach europejskich, a sam Rizzoni pod koniec życia osiadł w Italii. Znam 60 notowań aukcyjnych jego obrazów, wśród nich jest 13 portretów różnych kardynałów. I właśnie w tym momencie dochodzimy do sedna sprawy: proszę się przyjrzeć zdjęciom zamykającym ten felieton. Widać wyraźnie, że kobieta na awersie jest  brzydka, bo... zepsuł ją jakiś marny restaurator obrazu. Miała to być "Lukrecja", postać mityczna, ale obecna w literaturze i sztuce nowożytnej, np. bohaterka poematu Szekspira "Gwałt na Lukrecji". No dobrze, brzydka, nie sprzedała się... Ale z tyłu obrazu właściciel odkrył (niby)szkic portretu dostojnika kościelnego. Można jednak przyjąć, że to był gotowy, namalowany ostatecznie portret, który później został z nieznanego powodu zamalowany. Twarz namalowana bardzo wyraziście,  połączona z ołówkowym zapiskiem na blejtramie, zapiskiem, który się urywał w połowie drugiego slowa: "Cardinale Casi..." dał wiele do myślenia właścicielowi obrazu. Doszedł do wniosku, że to nie kto inny, tylko jeden z założycieli Lubelskiego Uniwersytety Katolickiego (co miało miejsce w 1918 roku) - ówczesny kardynał Achilles Ratti - późniejszy papież Pius XI !!! Ten domysł potwierdził badający obraz historyk sztuki z Muzeum Narodowego w Warszawie. 
Na trzecim zdjęciu u dołu pokazuję fotografię z czasów, gdy Ratti był jeszcze kardynałem. Prawda, że to ta sama osoba?

Obrazem nawet zainteresował się Senat Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, później Nuncjatura Apostolska w Warszawie, ale jak dalej się sprawy potoczyły, nie wiem. Wiem jednak z całą pewnością, że warto, a nawet TRZEBA skrupulatnie oglądać podobrazia, bo kryją wiele tajemnic i syndrom hrabiny Wiśniewskiej może wzbogacić wiedzę, historię, lub zgoła może wzbogacić właściciela obrazu.

 
 
                                                                                
                                                                                                      
          Awers i rewers obrazu "LUKRECJA"                                                                    Jacek Bukowski
 
                     
                                                                                                                                   
Drukuj | Powrót do listy


stat4u

Odwiedziny: 1231

Copyright by SMARTNET