Gości online:   2

       

 

 MIĘDZY GALERIĄ A ANTYKWARIATEM  

 

                  W mieszkaniu Mamy telewizor Sony stał zawsze na klasycystycznej komodzie. Syn odczuwał wewnętrzną radość z tego sąsiedztwa sprzecznych przedmiotów. Telewizor należał do jego świata i do czasów, w których przyszło mu żyć. Był czymś  oczywistym, koniecznym wręcz, a kiedyś będzie - tak syn sądził - tych czasów ikoną. Natomiast komoda, wszystko na to wskazywało, pochodziła z czasów dziadka jego dziadka. Tak, tak, cały rachunek się zgadzał: ukochany Dziadek Franciszek urodził się w 1879 roku, więc jego dziadek, ojciec pradziadka Wincentego, rodził się w pierwszej ćwiartce XIX wieku, dokładnie wtedy, gdy nieznany stolarz obliczał klasyczne proporcje tej mahoniowej dwuszufladowej komody. Mimo znacznej różnicy wieku oba przedmioty - telewizor i komoda - harmonizowały ze sobą idealnie.

 

W mieszkaniu Mamy

 

                  zegar ścienny wisiał zawsze na wprost wejścia. Jak dalece pamięcią sięgnąć wstecz, był to zawsze ten sam zegar: Gustaw Becker, szafkowy „ślązak”. We wszystkich miastach, w których Mama pomieszkiwała i we wszystkich jej mieszkaniach zasiedlanych niekiedy na długo, niekiedy na chwilę - ten zegar wisiał tak, by wchodząc można było zobaczyć jego krasę i jego wskazanie. Z biegiem lat stosunek syna do zegara się zmieniał: jako mały Jacuś zachwycał się jego tajemniczym „bim bom”, jako młodzieniec złościł się jego staroświeckością, jako dorosły mężczyzna docenił jego niezawodność i klasę. Wtedy właśnie obliczył: aha, to jest zegar eklektyczny, a więc powstawał dokładnie wtedy, gdy rodził się Dziadek Franciszek, ojciec Mamy,  w ostatniej ćwiartce XIX wieku... Może byli - zegar i Dziadek - rówieśnikami?
                 

                W mieszkaniu Mamy sztućce leżały (jak we wszystkich innych mieszkaniach)  w szufladach kuchennych szafek (a wcześniej, w odległych latach, w szufladach przepastnych kredensów). Syn jadał w jej domu rzadko, ale ilekroć siadał do stołu, był ciekaw jakie sztućce się na nim pojawią. Ostatnimi czasy były to marnie złocone tandetne komplety z Rosji czy wręcz Tajwanu, wtryniane starszym paniom w różnego rodzaju „promocjach”. Wcześniej były tylko dobre platery, jakieś Fragety i Norbliny na zmianę z... no właśnie z tym, co lubił najbardziej, a co nazywał „marnymi resztkami szlacheckiej fortuny” - z rodzinnymi srebrami. Najbardziej lubił, gdy pojawiała się np. łyżka do sosu ze srebra próby „84”, z puncami Petersburga na rewersie i monogramem panieńskim Mamy na awersie. Przypominał sobie wtedy rodzinną legendę: te srebra to nie weselny posag, tylko kaprys Babuni. Kupiła srebra córce, gdy ta miała roczek (!), w 1920 r. Kupiła, wygrawerowała i odłożyła „na całe życie”. Syna to wzruszało, i wzruszał się też wtedy, gdy  przypominał sobie, że w jego antykwariacie jakaś miła starsza pani kupiła ni mniej ni więcej, tylko polską szablę kawaleryjską model 1921 za całe 8000 zł. Pytana o powód tego zakupu odparła: „Kupuję dla wnuczka, żeby miał ją całe życie i był dzielny”, po czym już nie pytana dodała z dumą: „On już ma 2 miesiące!”.


                  W mieszkaniu Mamy papiery i dokumenty nie plątały się gdziekolwiek. O nie, to nie było możliwe w domu kogoś, kto otrzymał staranne, niegdysiejsze wychowanie. Po to istnieją sekretarzyki, szuflady, skoroszyty, pudła i gumki, aby to całe papierowe dziedzictwo rodzinne było należycie posegregowane, spięte i czytelne. I po to Bóg dał starszym ludziom masę wolnego czasu, by mogli starannie układać dla potomnych: teczkę „Świadczenia” obok skoroszytu „Świadectwa szkolne”. Pudło  po czekoladkach Wedla z napisem „Zdjęcia z okupacji” obok zaklejonej koperty z żądaniem „Otworzyć po mojej śmierci”. Syn nurkował w tym papierowym świecie przeszłości, nurkował i łowił, aż wyłowił ... własne świadectwo urodzenia! Zatytułowane „Geburtsschein”, pisane odręcznie gotykiem w mieście Posen w 1940 r. Z błędną datą urodzin - niemieccy okupanci odmłodzili go o jeden dzień. Gdyby był kobietą, pewnie by się cieszył…
                 
                 W mieszkaniu Mamy nadal stoi komoda, wisi Gustaw Becker, leży srebrna łyżka i posegregowane trwają dokumenty.
                 

                  Tylko Mama się już nie krząta.

 

                                   Jacek Bukowski

 

 

 

                   

Drukuj | Powrót do listy


stat4u

Odwiedziny: 3121

Copyright by SMARTNET