Gości online: 3 ![]() ![]() ![]() ![]() |
MIĘDZY GALERIĄ A ANTYKWARIATEM
Koni Ci u nas dostatek…
A ja teraz będę pisał o zwierzaku noszącym dumną nazwę:
Koń wenecki
W r. 1919 w Kijowie urodził się Sławomir Lewiński, najbardziej znany i ceniony rzeźbiarz, jaki po wojnie osiadł i pracował w Szczecinie, gdzie również się „udzielał” jako nauczyciel rzeźby w Liceum Plastycznym, czy - przez parę lat - Prezes Oddziału Związku Polskich Artystów Plastyków. Stworzył w Szczecinie wiele rzeźb dekorujących miasto, zarówno wolno stojących, jak i upiększających architekturę odbudowywanych budynków i traktów. To spod jego dłuta wyszedł szczeciński pomnik Adama Mickiewicza, stargardzki pomnik Juliusza Słowackiego i np. bardzo znany pomnik Żołnierzy Polskich w Siekierkach. Przewodnicy po naszym mieście z dumą pokazują turystom kamienne główki kobiet i mężczyzn wkomponowane w gmach słynnego Klubu 13 Muz (sąsiadujący z siedzibą Muzeum Narodowego) i w ściany oporowe schodów na Wałach Chrobrego (tuż przed głównym gmachem Muzeum Narodowego). Niektóre z tych główek, to portrety postaci historycznych (Wyszak, Jan z Kolna), niektóre zaś są wizerunkami szczecińskich notabli działających w czasie, gdy rzeźby te powstawały. Autorem wszystkich był Sławomir Lewiński. Gdy odszedł w 1999 roku, pomyślano o wystawie retrospektywnej, która odbyła się w… Muzeum Narodowym oczywiście, miejscu nobilitującym każdego artystę. Wcześniej artysta miał wystawy indywidualne w Warszawie, Szczecinie i Berlinie, brał udział w wielu wystawach zbiorowych w kraju i zagranicą. Od roku 1983 zawsze wystawiał wśród swych prac „Konia weneckiego”. Po raz pierwszy pokazał go na wystawie w Arezzo we Włoszech jako reminescencję odbytej rok wcześniej podróży do Wenecji. Tam - jak sam opowiadał - urzekł go rumak dostrzeżony na zwieńczeniu któregoś z pałaców. Widział tego rumaka z „żabiej perspektywy” i nie mógł go zapomnieć. Gdy w szczecińskiej pracowni wziął potem dłuto do ręki, wyczarował konia zapierającego dech w piersi i jednocześnie zaprzeczającego kanonom anatomicznym. Napisałem „wyczarował”? Tak, właśnie, wyczarował, bo kto widział takiego konia: w zadzie ciężkiego i przysadzistego jak perszeron, z profilu lekkiego jak tańczący rumak cyrkowy, z łbem jak ze snu morfinisty i w dodatku z uśmiechniętym pyskiem? No, kto widział? Nikt? A Sławomir Lewiński widział! Ba, widział (i stworzył) w kilku wersjach, nawet z nagą amazonką na grzbiecie... Każdy artysta ma prawo po swojemu widzieć świat (w tym i konia). Miał prawo Rubens dodawać wszystkim malowanym kobietkom po 20 kilogramów w - pardon - pupie? Miał! Miał prawo Picasso malować kobietki z okiem na czole? Miał! Miał prawo Nikifor bazgrolić na swoich akwarelkach w tajemnym języku? Miał! No to Sławomir Lewiński też miał prawo stworzyć konia według własnej recepty. Kto wie, może ten koń się śmieje z konceptu swego twórcy? Albo z nas - bo nie kumamy czaczy…? Korci mnie w tym miejscu, by zapytać P.T. Czytelników, czy nie byłoby dobrze, gdyby ta znakomita artystyczna wizja rumaka stała się dorocznym trofeum, w którejś z licznych gonitw końskich, lub w którymś z prestiżowych konkursów? Czy zamiast wręczać kolejny puchar lub pokal nie można by honorować zwycięzców dziełem sztuki? Jakub Lewiński, syn artysty, też rzeźbiarz, gotów jest co roku z oryginalnej formy pozostawionej przez ojca odlać kolejnego „Konia weneckiego”. Co niniejszym poddaję pod rozwagę działaczom hippicznym czułym na piękno nie tylko rumaków żywych ale i zaklętych w brąz. I w ogóle nie upieram się przy tym, żeby ten koń był akurat nagrodą w konkursie hippicznym, nie, nie upieram się. Może być również trofeum w każdym innym konkursie, gdzie ważną rolę odgrywają siła i fantazja.
Bo właśnie te dwie cechy - siłę i fantazję - widzę w "Koniu weneckim"
Jacek Bukowski
Sławomil Lewiński - "Koń Wenecki " - brąz. ![]() Odwiedziny: 3294 Copyright by SMARTNET |