Gości online:   3

       

 

MIĘDZY GALERIĄ A ANTYKWARIATEM 

 

 

Tytuł tego felietonu brzmi trochę jak bajka w „Świerszczyku”, ale zapewniam że chodzi o sprawy nader poważne.

 

 

Jak się jamnik zakochał w niedźwiedziu

 

 

W ciągu minionych 23 lat widziałem na ladzie swego antykwariatu: poroża koziołków, jeleni, danieli i łosi, skóry saren, jeleni, dzików, cieląt, źrebaków, krokodyli, aligatorów, pytonów, boa, niedźwiedzi białych, brunatnych i szarych (grizzly), rysia i Bóg wie jeszcze czego. Przynosili też ludzie wyroby z kości słoniowej i kości morsa, całe słoniowe kły, szable dzików, rogi bawole, minerały i rzadkie skamieliny, znaleziska archeologiczne itd., itp.

Jedne przedmioty trafiły na półkę antykwariatu, inne wróciły do właścicieli.

Pozostał problem: co z tymi fantami robić?

Jak poruszać się w gąszczu obowiązujących przepisów sanitarnych, ekologicznych, celnych, policyjnych, rozsianych w różnych ustawach, rozporządzeniach, zarządzeniach, uchwałach? Jak postępować, by nie obrażać prawa a zadowolić klientów? Jak ustosunkować się do coraz mocniejszych nacisków (jakże słusznych przecież) lobby ekologicznego, które to naciski kłócą się wielokrotnie z prozą życia?

Jeśli dziadek strzelił rysia 70 lat temu, gdy nie obowiązywały dzisiejsze przepisy, to czy można odmówić dziś jego wnukowi (który sam jest dziadkiem z żenująco niską emeryturą) prawa pozbycia się tego niechcianego trofeum? Jeśli młody człowiek kładzie na ladzie niedźwiedzia grizzly, który u nas nie występuje, ale w USA i Kanadzie jest chroniony (niestety nie wszędzie), to antykwariusz powinien zawiadomić władzę o przestępstwie? Czy może ma dać oferentowi w ucho lub w zęby, wyrwać skórę i dwa tygodnie czekać na policję? Czy może raczej powinien zapytać w Urzędzie Ceł o to, kto wpuścił tego nieszczęsnego misia do Polski, kiedy i dlaczego?

Czy w ogóle antykwariusz powinien wykonywać cudzą pracę: policjanta, celnika, inspektora ochrony środowiska i inspektora ochrony przyrody? Czy ludzie posiadający w trzecim pokoleniu zbiory wschodnich wyrobów z kości słoniowej (znam dwie takie kolekcje) mają mieć to samo fatalne poczucie winy, które mają kobiety idące ulicą w naturalnym futrze i bojące się „zielonych” z farbą i brzytwą?

Pytań i dylematów jest więcej, problem zaś prawnie - a w szczególności moralnie, etycznie - jest zagmatwany. W praktyce więc każdy radzi sobie jak umie. Wyroby z kości są raczej przyjmowane, wypchane zwierzęta przyjmowane nie są. Problem poroży rozwiązuje się powoli sam z braku chętnych na nie. Zwyczajnie wyszły z mody jak kryształy i makatki.

A skóry? No cóż, różnie bywa. Dwie 9-cio metrowe skóry boa dusicieli (zapewne rozciągnięte w procesie suszenia) nie sprzedały się przez dwa lata. Gdy Rosjanie przywieźli cały bagażnik skór niedźwiedzich pachnących świeżym mordem, z ochłapami nie usuniętego mięsa - pogoniłem ich ostro.

Ale przyjąłem kiedyś bardzo piękną starą skórę potężnego misia syberyjskiego. Dorodną, z całym łbem, świetnie spreparowaną, podszytą filcem, pachnącą dobrym, dawnym gabinetem myśliwskim. Było to wtedy, gdy mój Salon Hobby jako pierwszy w Szczecinie antykwariat prywatny był interesem „przydomowym”, założonym wprawdzie w piwnicy willi, ale powoli anektującym coraz większe przestrzenie parterowego mieszkania. Misia rzuciłem dekoracyjnie na środek dużego salonu, gdzie przyjmowałem klientów szukających mebli.

No i proszę! Klient mocno zainteresowany trafił się natychmiast! Mój jamnik mianowicie, Piguś. Zakochał się w niedźwiedziu od pierwszego wejrzenia, robił na nim poranną toaletę, wycierał w zwierzaka pyszczek po jedzeniu, wylegiwał się na misiowej głowie wyraźnie rad, że ma takiego fajnego, spokojnego i dużego kumpla. A jak się próbowało go z niedźwiedzia pogonić - warczał. Jednak kupić misia nie chciał.

Zrobił to dopiero pewien klient, który miał już: pałac, kominek i jamnika.

Brakowało mu tylko niedźwiedzia...

                                                                            Jacek Bukowski

P.S. . Konwencja CITES  (zwana "waszyngtońską"),  której przepisy obowiązują w Polsce od marca 1990 r. częściowo sprawę załatwiła, to znaczy: ustalono czego nie wolno. Niestety - jak zwykle - nie ma komu jej wykonywania pilnować. Policja wykonuje od czasu do czasu gwałtowne ruchu sprawdzające zawartość antykwariatów i podaż na rynku, ale przeciętny policjant zupełnie się gubi w tym, co jest dozwolone a co jest zabronione, bo nikt go przecież nie uczył odróżniania starej kości słoniowej od nowej, świeżej. Otwarcie granic, pozostawienie ich bez szlabanów i CIĄGŁEJ kontroli Służby Celnej to oczywiste dobrodziejstwo dla zwykłych obywateli, ale to też niezwykłe i nieuzasadnione dobrodziejstwo dla przemytników kości słoniowej, żywych papug i skór zabijanych zwierząt. Ktoś nie wierzy? Proszę obejrzeć ofertę w internecie, np. na Allegro i innych tego typu platformach.

Drukuj | Powrót do listy


stat4u

Odwiedziny: 2883

Copyright by SMARTNET