Gości online:   3

       

 

 

MIĘDZY GALERIĄ ANTYKWARIATEM

 

 

                 Wśród natłoku dramatycznych wydarzeń w świecie i politycznych zawirowań w kraju, całkiem niepostrzeżenie i po cichutku, przyszła i rozgościła się na dobre kolejna jesień. Jak zwykle pachnąca grzybami, trochę złota i trochę mokra, wyzwalająca erupcje poetyckiej weny i traumatycznie nastrajająca tych, którzy myślami są przy Zaduszkach. Jak zwykle tarabani spadającymi kasztanami po szybach i karoseriach samochodów jadących Al. Wojska Polskiego, wspaniale szeleści dywanem platanowych liści na Jasnych Błoniach i zapełnia  rozlewiska Odry wędkarzami polującymi na szczupaka - łakomego o tej porze roku. Wszędzie czuć

 

Zapach jesieni

 

                Gdy wszyscy dookoła widzą jesień w parkach i ogrodach - ja jesień widzę w antykwariacie. Różni ludzie różne mają dziwactwa, a moje otóż jest takie, że patrząc na niektóre sklepy, lub wchodząc do nich, widzę i czuję określoną porę roku. Zimę czuję we wszystkich lodziarniach  oczywiście, ale również w... sklepach mięsnych i tych, które sprzedają lustra. Nieustającą wiosną są dla mnie kwiaciarnie, perfumerie i sklepy z zabawkami. A we wszystkich antykwariatach świata czuję jesień, ową nostalgiczną porę przemijania.

               Na podłodze w kącie mojego antykwariatu stoi preszpanowe pudło na kapelusze. Dwa zamki zamykane na kluczyk, który się zgubił może jakieś 40 lat temu, na górze ruchoma rączka, całość w stanie, który zwykło się określać w potocznej mowie „jak nowe”. W środku spoczywa cylinder. Najzacniejsza Anglia. Kto nie wierzy, może wewnątrz cylindra przeczytać złotą pieczątkę: SUPERIOR QUALITY BEST LONDON i obejrzeć złotą koronę. Czarny aksamit z tym niezwykłym i trudnym do osiągnięcia granatowym połyskiem znanym z wyścigów w Ascot i z dworu królowej. Obok szczoteczka, którą lokaj musi pieścić aksamit po każdym użyciu cylindra, by włoski aksamitu układały się zawsze w jedną stronę, a światło słońca wydobywało z czerni granatowy połysk.

               Co ten zacny komplet robi od dziesięciu lat w kącie na podłodze? Ano, spędza jesień swego życia w oczekiwaniu na kogoś, kto pozna się na jego uroku i wartości, i podejmie z podłogi, jak liść jesienny w parku, i ożywi, i użyje zgodnie z przeznaczeniem, i przywróci mu rangę, i wyzwoli od upokarzającej metki „250 zł”.  A jeśli ten wyczekiwany ktoś się nie zjawi? Będzie marniał niestety, rozpamiętując czasy świetności, będzie coraz starszy i coraz bardziej zapomniany, kurz się wgryzie w szpary, zniknie najpierw jego piękno, później jego elegancja, potem połysk granatu, a w końcu może jakiś kopniak przypadkowy pchnie go pod szafę, gdzie dokona swych dni w całkowitym zapomnieniu.

               Kto wie, może tak być.

               Jesień życia bywa niekiedy okrutna.

               Na zapleczu antykwariatu jest mały magazynek a w nim wysokie regały na różne starocie. Specjalnie wydzielona półka (a od pewnego czasu już dwie) zawiera „sieroty”. Tak nazywam obiekty porcelanowe i szklane, które „zgubiły resztę”. Samodzielne talerzyki od stłuczonych filiżanek, samodzielne filiżanki pozbawione zapodzianych talerzyków, dzbanki do kawy bez przykrywek, przykrywki, które do niczego nie pasują, pojedyncze talerze od dawno wybitych serwisów, korki od karafek, których już nie ma i karafki, do których nie pasuje żaden korek. Z roku na rok ten zbiór rośnie. Kto by miał serce  wyrzucić te Miśnie, Rosenthale, Hutschenreuthery i inne fragmenty dawnej świetności?

              A może się odnajdzie brakująca reszta? A może się zejdzie filiżanka z talerzykiem  i znów zawrą związek małżeński na kilkadziesiąt lat? A może to komuś się przyda, bo właśnie stłukł coś identycznego i jest niepocieszony? Tak się łudzę, z tą myślą zagracam nieustannie wspomnianą półkę i w ogóle nie przyjmuję do wiadomości, że w okresie minionych 23 lat „zeszło się” raptem może z 5 kompletów. Ale te skorupki są cierpliwe. Leżakują sobie spokojnie na półeczce i w cieple kaloryfera przeżywają spokojnie swoją jesień. Ba, są nawet za okazane serce na swój sposób wdzięczne. Ileż przez te lata zbiło się w antykwariacie cennych obiektów! Naprawdę wiele. A na tej półeczce nie zbiło się nigdy nic!

              Jesień jest także w zapachu antykwariatu. W tej nie dającej się z niczym porównać mieszaninie, na którą składają się: ostre wonie werniksów z odświeżonych obrazów, politury z odświeżonych mebli, myszowate smrodki starych komód i szaf, piękne zapachy wydobywające się z perfumiarek, szkatułek i puzderek należących niegdyś do światowych elegantek, zapach oliwy pokrywającej starą broń, ostrość siarki, którą pachną stare dokumenty przez mądrych producentów zasiarczane, by nie imały się ich robale, w końcu wydechy dezodorantów, którymi pachną sprzedawcy. W tym konglomeracie kurzu stuleci i współczesnej chemii, stare przedmioty usunięte z domów ich właścicieli czekają na wyrok losu, przeżywają swą jesień życia.

               A ja przeżywam z nimi - swoją.

               Może więc dlatego lubię ten zapach ...?

  

Jacek Bukowski 

Drukuj | Powrót do listy


stat4u

Odwiedziny: 2693

Copyright by SMARTNET