Gości online:   5

       

 

MIĘDZY GALERIĄ A ANTYKWARIATEM

 

 

 

            Kiedy w roku 1889 Philipp Rosenthal zakładał swoją manufakturę porcelanową  (na bazie istniejącej wcześniej malarni porcelany eksportowanej do USA), pewnie w najśmielszych planach nie miał tego, co się wydarzyło później. Ja bym dał temu nazwę:

 

                                                                      Fenomen Rosenthala

 

Postawił pan Filipp swój zakład w Selb, w samym centrum Bawarii, gdzie glinki kaolinowej najwyższej jakości wkoło jest w bród i to dawało powody do przypuszczeń, że produkcja będzie udana, ale czy mógł przewidzieć, że wkrótce będzie już spółką rodzinną, później spółką akcyjną , później trustem wielu wchłoniętych (wcześniej konkurencyjnych) fabryk, takich jak Thomas w Marktdrewitz, Zeidler & Co.  w Bahnhof Selb, czy wreszcie Krister w Waldenburgu czyli Wałbrzychu? Że połknie też Tirschenreuthera?

          Czy mógł przypuszczać, że np. w Polsce po z górą stu latach wśród tzw. „szerokiej klienteli” (przyznają Państwo, że to bardzo ładne, ale już zapomniane kupieckie określenie...) wyroby Rosenthala będą popularniejsze od wyrobów królewskiej Miśni i Berlina? Czy śniło mu się, że jego porcelanowe cacuszka będą wystawiane... w muzeach? Pytania to retoryczne, bo na wszystkie należy odpowiedzieć: „Z całą pewnością nie!”.

A jednak! W roku 2000 wędrowała po Polsce wystawa zatytułowana „ Rosenthal - trzy generacje”. Jak się łatwo domyślić prezentowano na niej porcelanowe wyroby znanej firmy niemieckiej w szerokim spektrum czasowym.  W Szczecinie wystawę pokazano w salach ... Muzeum Narodowego! Byłem, widziałem, straciłem humor!

Co takiego? Pół mojego antykwariatu wypełnia porcelana firmy Rosenthal, a ja wybrzydzam? Tak, wybrzydzam, bo jestem pewien, że autorem wystawy była ta sama osoba, która odpowiada za muzeum przyfabryczne Rosenthala w Selb. A tam też oczywiście byłem i też… nie polecam.  Ta nieznana mi osoba powinna dostać sądowy zakaz organizowania jakichkolwiek wystaw i aranżowania sal muzealnych. Takiego pomieszania z poplątaniem, jak w Selb, nie widziałem w żadnym muzeum na świecie, nawet w Muzeum Osobliwości w Kopenhadze, gdzie z samej nazwy wynika możliwość sąsiedztwa całkiem zwariowanych i odległych od siebie eksponatów.

Otóż w mateczniku Rosenthala,  porcelany (powiedzmy od razu, że najlepszej i pięknej) jest tyle, że nie ma sposobu, by to oglądnąć jednego dnia. Ale, niestety, jakość i uroda obiektów, to jedno, a sposób ekspozycji i jej idea (a właściwie jej całkowity brak) - to drugie. Wszystko ze wszystkim pomieszane. Groch z kapustą i wariactwo pełne. Szklane gabloty puchną od figur i figurek poustawianych byle jak, byle gdzie, bez ładu, składu i sensu. Niektóre gabloty o wysokości 2,5 metra zastawione tłumem obiektów na podłodze. Nad tym 250 cm „pustego” powietrza… Ani nie ma cezur czasowych, ani stylistycznych, ani personalnych, autorskich. Art Deco sąsiaduje z wyrobami współczesnymi, secesja z modernizmem lat 1960-ych, projekty Himmelstossa obok Windblada, serwisy dziadka Rosenthala obok zwariowanych filiżanek jego wnuczki. Jedna gablota pełna figurek np. ludzi, inna pełna psów i kotów, trzecia ptaków i ryb. Obojętne kto i kiedy to projektował, malował, ulepił. Gabloty albo obejmują w masie jakiś temat, np. „akty”, albo którąś z wytwórni, np. Bahnhof-Selb. Koniec pomysłu i kropka.

Po godzinie wyszedłem. Czekając w ogrodzie na żonę, która miała więcej cierpliwości i oglądała wszystko dokładniej, zastanawiałem się, gdzie się zagubił ten niemiecki, przysłowiowy porządek i zmysł organizacji? Jak to możliwe, że u źródła, na terenie głównej wytwórni Rosenthala nie ma możliwości kupna ŻADNEJ książki traktującej o sygnaturach, projektantach, dekoratorach, wzorach, modelach itd.? Nic, co raduje, podnieca i wzbogaca wiedzę kolekcjonera porcelany! Tylko broszurki reklamowe…

To liczy się tylko Geld, nie Kunst?

Bardzo byłem zniesmaczony.

W salach Muzeum Narodowego w Szczecinie sytuacja się powtórzyła. Jedyną dającą się zauważyć myślą przewodnią był podział obiektów zgodny z tytułem wystawy na te, które powstały za życia założyciela firmy Philippa Rosenthala, te którym patronował jego syn Philip (już pisany przez jedno „p”) i w końcu te najświeższe, z czasów rządów ich córki i wnuczki. Taki pomysł przełożył się oczywiście na bałagan formalny. Nic z niczym nie korespondowało. Zbrakło najlepszych wzorów serwisów, najrzadszych obiektów z Oddziału Sztuki (Kunstabteilung), wizytówek najbardziej znanych artystów, którzy przez lata pracowali dla firmy,  natomiast nie zabrakło dowodów na to, że Rosenthal pod rządami najmłodszej latorośli poszedł w kierunku zupełnie sobie obcym produkując szklane kieliszki, metalowe sztućce i inne wygibasy.

Po wyjściu z sal naszego Muzeum poszedłem do własnego antykwariatu.

I co? Odzyskałem humor!

Właśnie wtedy miałem w ofercie FANTASTYCZNY serwis do kawy Monbijou z 1896 roku (!) i rzadkość nad rzadkościami: rzeźbę porcelanową (rzeźbę, nie figurę!) „Tęczę” Otto Piene z 1974 roku.

Rosenthal wyprodukował tylko 200 sztuk z pasem srebra na szczycie tęczy i tylko 30 sztuk z pasem platynowym (!). Żadnego z tych obiektów na wystawie w Muzeum Narodowym nie było. A ja miałem tęczę z platynowym paskiem!!!

A co, a jak!

Polacy nie gęsi, też swój honor mają….

 

                                                              Jacek Bukowski

 

 

           

 

 

             

Drukuj | Powrót do listy


stat4u

Odwiedziny: 4379

Copyright by SMARTNET